Nie pierwszy raz życie piachem sypnęło mi w twarz..
Jestem jakaś nieobecna..nie wiem,czy będzie mi to usprawiedliwione,czy nie..sama siebie nie potrafię w żaden sposób usprawiedliwić. Męczę się. Duszę się we własnym ciele. Nie potrafię ogarnąć najprostszych słów ,które kierowane są w moją stronę.
Zastanawiałam się ostatnio nad pytaniem: ``Co jest gorsze...zdrada,czy brak miłości?``
Cóż..według mnie brak miłości.
Brak miłości jest ,jak zgon...jak pogrzebanie serca za życia. Samotność jest najbardziej bolesnym doświadczeniem ludzkiego istnienia i dlatego wiele osób rezygnuje z miłości tylko po to,by jej nie utracić..
Zdrada.?-Boli,ale jednak jest ta miłość..nie ważne,czy zraniona,nieodwzajemniona,czy jeszcze jakaś inna. Ona jest...choćby i jednostronna..ale jest..
Tak więc cierpię na brak miłości. Brak uczuć. Takie kompletne zero-pustka..
Cóż...czasem się sobie dziwię. Mam wspaniałych przyjaciół ,oraz znajomych...a ja mając problem wolę wyjść sama na dwór i dusić się nikotyną. Bolesne. Chyba nawet bardziej bolesne dla mnie,niż dla nich.
Co do mojej byłej (bo tak to już mogę spokojnie nazwać) miłości....
-już dawno umarły moje pozytywne uczucia kierowane w stronę tej osoby,zaraz za nimi te negatywne...teraz nawet nie mam ochoty z nią rozmawiać...umarły wszystkie uczucia a wraz z nimi stary on.
Here I am ...this is me..